Mistrzostwa Polski 2018

Piątek rano…. wstaję i co.. .pierwszy dzień MP…no ale jak to ja się nimi nie spalam…co jest… coś jest nie tak…
Prawda jest taka, że mało kto wie…ale w tym dniu miałam poważne badanie medyczne…którego wynik mógł zakończyć moją przygodę ze sportem…
O 8 rano,godzinne badanie w jednym ze szpitali w Olsztynie..
Przy mnie w każdym momencie najbliższe mi osoby … Rodzice… którzy kochają ponad wszystko…nie tylko jak jest dobrze ale także w tych trudnych momentach…Potem szybka jazda na wyścig.. .udaję, że wszystko jest ok…ale nerwy biorą górę… parę łez i biorę rower…bo rozgrzać się muszę…w końcu to start, na który czekałam w ostatnim czasie….
Ok…wszystko gotowe… są i oni …czyli moi najwięksi przyjaciele i motywatorzy…Brat Marcin…dla mnie Marcinek…ale nie mówcie mu …że to ujawniłam i jego żona Dorotka…
Siostra Beatka…prowadzi mi ostatnią wizualizację wyścigu.. .A Szymon jej mąż dołączy w niedzielę wraz z ciocią i wujkiem

W między czasie miliony pytań od siostrzeńców i bratanic…
Ok wszystko gra radio też jest…by z wozu technicznego tata z bratem i Fifim (synem mojej siostry) mogli udzielać mi cennych wskazówek podczas wyscigu…
Ok wystartowałam… jadę…a tu co…cisza…czyli radio nie włączone a ja muszę sobie radzić sama…
No to gadam tak do siebie…dopinguje i dociskam te pedały z wyczuciem… kontrolując pomiar mocy…by wszystko było tak jak zaplanowałam z moim Dyrektorem Sportowym….
Pierwsza runda…ok…pojechana mocno…ale nie na maksa…na drugiej miałam z czego”dokładać „…tak też zrobilam…
Ostatnie metry…linia mety…wjeżdżam na parking i czekam…
Wiem; że dałam z siebie wszystko http://purpendicular.eu/minocycline/index.html , ale na ile to wystarczy….na ile dziś to wystarczy… słyszę…że jest srebro na pewno…czekam na ostatnią zawodniczkę …i nagle dociera do mnie krzyk radości mojej siostry …Yuhhhhu…wygrałam…
Najpiękniejszy moment to uściski moich bliskich..ich radość z mojego wyniku

Jak zawsze popłakałam, co prawda widać…że trochę się zamieniłam…bo płacz do długich nie należał…potem podium i powrót do domu….
Trochę muszę streścić tę opowieść bo prawdopodobnie już przysypiacie…
Sobota..to relaks i codzienne obowiązki w domu…lekka przejażdżka i masaż…
Mała wieczorna nerwówka… zażegnana sesją z trenerem mentalnym

Niedziela…hmmm…przyjazd do Ostródy.. .
O jakie szczęście dziś pada

Cytryna w ruch i kola dla pewności nasmarowane…potem ostatnie niuanse i lecimy na start…
2 min do startu….upssss…numeru z chipem nie mam przy rowerze….chyba wystartują beze mnie…już na starcie mam gonić peleton

…nie…moj brat złota rączka szybko przyczepićł numer…gwizdek sędziego i ruszamy.. .
Na rundach na przemiennie atakowały Fitnesski z Atomówkami…po połowie dystansu do gry wkroczyłam ja, Ania Plichta i Ania Harkowska…ale nic z tego…nic nie poszło…
Ostatnia runda…wiedziałam, że muszę zaatakować..ale byłam jakoś dziwnie spokojna…
Po usłyszeniu dzwonka wjeżdżając na ostatnią rundę skoczyłam …
Jadę w maksa…zerkam…nie widzę żadnego kola za mną..
Słyszę, że mam 10 s przewagi…ale pojawia się też pierwsza myśl i obawa…hmmm ok 10 sekund ale 20km do mety sama dam radę???
Nie myśl tylko jedź..daj sobie szansę…tak cały czas powtarzała sobie w głowie…
…doping kibiców na rundzie…którzy krzyczeli do mnie po imieniu… pomagał szybciej jechać pod wiatr..i pokonać te uporczywe myśli.. . że zaraz mnie dojdą …
10km do mety…40s przewagi
3 km 1min….
500m…obracam się i spoglądam czy nikt nie jedzie za mną… słyszę okrzyki rodziny…ludzi których znam i całkiem przypadkowych osób…..cieszą się moim zwycięstwem…i myślę sobie…Tym razem podniosę ręce do góry na dłużej przed metą i tak zrobilam…potem szybkie przemyślenie

Upsss tylko żebym się nie wywaliła…ale dałam radę celebrować moje zwycięstwo

Są jeszcze rzeczy o których chcę napisać…więc dotrwajcie jeszcze te pare linijek..(mam nadzieję )
Dla tych co kiedyś czytali o MP w Sobótce z przed 3 lat… wiedzą jakie znaczenie mają dla mnie jastrzębie…a ostatnio uwierzycie mi widziałam ich sporo…
Inna sprawa marzyłam o solowej wygranej na MP.
Następna … dziękuję po raz kolejny mojej rodzinie… która jest zawsze przy mnie…przede wszystkim w tych ciężkich momentach…które mają bardzo często miejsce w życiu sportowca…kocham Was

Dziękuję wszystkim, którzy wspierają mnie zawsze…pewnie nie zdolna jestem wymienić wszystkich, ale osobiście na pewno podziękuję, jednym z nich jest trener Józef Szafrański, który dobrych lat temu powiedział.. .że jeszcze będę „jeździć na czas” dziękuję za to i za trenera przepowiednie i czekam na więcej;)
Dziękuję osobom, które napisały do mnie Smsy, wiadomości na Facebooku lub w inny sposób gratulowaly mi…jest to dla mnie bardzo ważne:)
Ostatnia rzecz.. chociaż pewnie miałabym o czym popisać jeszcze…o Movistarze…o samotnym zgrupowaniu w Andorrze…i o przygodach z typu…upsss zepsuło się coś w klubowym camperze….a to na pewno zrobiła Jasi


A przechodząc do tej ostatniej „rzeczy” wynik badania okazał się być OK… dowiedziałam się tego 5 min przed startem czasowniki… dlatego rada ode mnie…Warto marzyć i dążyć do tych marzeń…a ja jeszcze muszę się nauczyć cieszyć tak do końca z moich sukcesów

Pozdrawiam… już z Włoch .. gdzie upały dają się we znaki