Za mną pierwsze starty…co o nich mogę napisać…hmmmm jak co roku trudno jest wejść w rytm wyścigowy…bo pierwsze wyścigi to przede wszystkim przełamanie się…. odnalezienie w grupie i zderzenie twojej formy z rzeczywistością…a tak dokładniej mówiąc z formą rywalek…
Jak ja siebie oceniam…jak zwykle surowo…ale biorąc pod uwagę moje perypetie w ostatnich miesiącach…na prawdę muszę być zadowolona…
A tym bardziej jestem, bo noga zaczyna kręcić się coraz szybciej i chęć ścigania jest wysoka
W ten weekend kolejny klasyk z cyklu WWT we włoskim Cittiglio, więc zapraszam wszystkich do oglądania kobiecego kolarstwa …
Potem tydzień w Lucce i powrót do Belgii…. a tam ściganie po brukach i walka pewnie nie tylko z innymi zawodniczkami ale z wiatrem i zimnem…tak jak to było w ostatnią niedzielę….poniższe zdjęcie mówi samo za siebie…bo przecież nikt nie mówił…że kolarstwo to same przyjemności….no ale co ten sport uprawiam i chyba to w nim lubię najbardziej…pokonywanie własnych słabości i ograniczeń…i mam nadzieję, że pokonam je też w najbliższej przyszłości.
Trzymajcie kciuki i do następnego wpisu.